Workshop of happiness

Take it, fuck it & have fun :)

  • Home
  • O nas
  • O blogu
  • Wyzwania
    • Zrób przestrzeń

Hi, We are Workshop of happiness /

The place where we write some words



Minęło już trochę czasu od zakończenia naszego rocznego projektu. Dużo się przez ten rok działo, z naszym zapałem do działania było różnie, pewne miesiące okazały się dla nas świetną okazją do robienia nowych i ciekawych rzeczy, inne minęły bez echa…
Pisałyśmy na początku, że zapał mamy słomiany i wszystko się zgadza… Potwierdziłyśmy to w tym roku.
Generalnie najlepiej wychodzi nam podróżowanie i organizowanie wypraw dłuższych i krótszych. Teraz już wiemy, że dla nas każdy miesiąc mógłby być miesiącem podróży. Bo to podczas naszych wypadów robiłyśmy rzeczy nowe, dbałyśmy o urodę, próbowałyśmy nowych smaków, poznawałyśmy świetnych ludzi, uczyłyśmy się nowych rzeczy i siebie nawzajem, dbałyśmy o relaks ducha i ciała a przy tym wszystkim byłyśmy szczęśliwe. I o to chodzi!

Ostatnio wpadł mi w oko cytat:

"Słyszałem nieraz, że aby kogoś poznać, należy z nim wyjechać w podróż - skutek będzie taki, że albo go pokochasz, albo od niego uciekniesz" Przekonuję się, że to może być prawda-R.P. Evans

My wiemy, że jak na koniec świata to razem!


Po tym roku wiemy też, że największa frajda to spełniać swoje marzenia, a najlepiej, w sprawdzonej w ekipie.
Share on:
...bo spóźniony ;)
Miał być miesiąc gotowania, ale zdaje się, że zamiast wrzucić coś na ruszt ugotowałyśmy się same i dałyśmy trochę ciała.

Żabę i Martynę rozgrzeszył wyjazd do Toskanii i wspólne przygotowania posiłków. Trzeba uczciwie przyznać, że w większości przypadków na przystawkę brałyśmy Prosecco z Aperolem plus kontemplacja toskańskich wzgórz, a na główne raczej wino w dość nieprzyzwoitych ilościach. Ciężko powiedzieć jak z kolacją, bo tego nie pamiętamy. :)

A tak na serio to, nie spodziewałyśmy się nawet jakie to cudowne doświadczenie, móc razem gotować. Czułyśmy się jak ryby w wodzie mogąc bez pośpiechu spędzać czas w kuchni, wymyślać włoskie potrawy, napawać się zapachem bazylii, czosnku, świeżych pomidorów. Gotowanie, gotowaniem, ale największą radość dawało nam zadowolenie 10 osobowej grupy, która z wielkim apetytem zjadała wszystko i pytała o jeszcze :)
Proste jest najsmaczniejsze, pasta z czosnkiem i oliwą i czuszeczką.

Sałatka z bobu i suszonych pomidorów :) Pycha :)

Rukola z parmezanem, czosnkiem i oliwą.

Wspólne gotowanie daje dużo radości a do tego jak jeszcze dodamy bajeczne toskańskie krajobrazy to nic już więcej do szczęścia nie potrzeba.
Bargni

Bargni

Gośka nie dotknęła się do garnka, bo po przeprowadzce nie ma nawet podłogi, a w miejscu kuchni stoi czternaście kartonów zawierających wszystko z wyjątkiem czegokolwiek, co emituje źródło ciepła. Gdzieś w tym wszystkim jest jeszcze nóż, widelec…. jedzenie na mieście nie jest takie znowu złe i daje okazję odkrycie nowych smaków, które natychmiast chce się przenieść do kuchni.

Tyle w kwestii spożywczej co mamy do powiedzenia. Reszta jest milczeniem i burczeniem w brzuchu. Idziemy jeść.



Jedna z naszych toskańskich degustacji, tu nie musiałyśmy dużo gotować ;)
Share on:


Tbilisi zdobyte!

Jak zawsze bywa z przygodami, przywitał nas deszcz, ale to już Żabia karma, więc nie robi na nas większego wrażenia…
Upiorne dziady chciały nas oszwabić z kasy i cholera wie z czego jeszcze ;) Wykazałyśmy się wtedy zdolnościami przywódczymi i mega asertywnością, prawie wyskoczyłyśmy z busa, Dziady tak się przestraszyły, że kasę oddali i dowiozły do celu… na szczęście.
Potem okazało się, że Gośka zgubiła telefon, Żaba wykazała się sokolim okiem a Martyna rzuciła się w pościg za pędzącym busem.
Po tym wszystkim było już tylko lepiej…bania, pillingi, namaszczenie olejkami, aromaterapia, kąpiele w siarkowych basenach i oczywiście planowany friendship tattoo.
Oczywiście nie odmówiłyśmy sobie pysznego wina, to tylko szczegół, że było hiszpańskie…
Zwiedzania za dużo nie było, jakoś tak wyszło, miałyśmy mocno ograniczony czas…, gdyby nie nasz genialny kierowca-przewodnik, nasza gruzińska przygoda nie byłaby taka fajna.
Giorgij – bo tak miał na imię, wniósł w naszą podróż tyle kolorytu, że musimy tam wrócić i jeszcze raz pozwolić by zorganizował nam dzień, a najlepiej cały pobyt. Czułyśmy się jak pączusie w maśle, karmił nas gruzińskimi specjałami, spełniał nasze, nawet najgłupsze zachcianki, okazał się najlepszym DJ na świecie, dbał by zapasy wina się nie wyczerpały i do tego wszystko to obfotografował.
A my piłyśmy za nas, za was i za Kaukaz, na który wrócimy jeszcze w tym roku… o ile nie zmienimy planów ;)

Nasze nowe tatuaże :)



Z Matką Gruzją w tle :)

Szczęśliwe My w Kutaisi przy fontannie :)

Share on:


Nasza podróż zaczyna się dużo wcześniej...

Długo przed spakowaniem torby i wysyłaniem maili z pytaniem o to, czy brać kostium, czy dezodorant przejdzie przez odprawę i czy jednak jesteśmy zdane na obcowanie z naturą naszych ciał.

Czasem zaczyna się po przeczytaniu jakiejś książki, czasem od ukrytego marzenia, a czasem od promocji w Ryanair. Ta ostatnia opcja zdecydowanie przeważa, bo każda z nas jest inna i zwykle ma w głowie inny sposób spędzania wolnego czasu. I kiedy tygodniami rozważamy czy wybrać tygodniowy warsztat jogi czy zwiedzić z dziećmi Islandię, pojawia się Norwegia za 99 zł, która 5 minut później widnieje w obciążonym saldzie naszych kont. 
Z niewiadomych przyczyn na naszych wyjazdach zawsze leje. Taki pstryczek od losu, który rycząc ze śmiechu każe nam skasować wszystkie plany i iść na żywioł. Może zatem los wie lepiej od nas, co nam służy.
A może to my jak 3 wiedźmy podświadomie zaklinamy pogodę, żeby przeżyć coś prawdziwego. Podróż w deszczu ma w sobie jakiś pierwotny element natury i emocje, których doznajemy co dzień.
Więc w zasadzie to może czekamy na deszcz?
Jeśli nie uda się Wam nigdzie wyjechać w lipcu, wybierzcie podróż duchową, palcem po mapie, z książką, podróż do wnętrza siebie lub do sąsiedniej dzielnicy. Potraktujcie podróż jak doświadczenie, a nie Zorganizowany Wyjazd Turystyczny.

Skonfrontujcie się z tym co indywidualne i niepowtarzalne, a może nawet dosięgnie Was deszcz…





Share on:


Kobieta nie musi być piękna, szupła i młoda (a przynajmniej około 40-stki tak się nam wydaje, bo już ani jedno, ani drugie, ani trzecie większości z nas nie dolega). 
Kobieta musi być za to interesująca i mieć w sobie to COŚ. A to coś nie oznacza ostrych narzędzi pozostawionych w ciele przez chirurga, gdy podnosił nam pośladki, tylko nasze EGO - pewne siebie, mądre, kreatywne, intrygujące. I na tym się skupimy w czerwcu. 

 Każda z nas napisze w tym miesiącu czego w sobie nie lubi i dlaczego. Zastanowimy się jak to zmienić. Jeśli to nas przerośnie skorzystamy z pomocy terapeuty, przyjaciela, wróżki, lekarza medycyny estetycznej… w dowolnej kolejności. Jeśli czegoś nie da się zmienić - trzeba będzie to zaakceptować. Będziemy więc rozmawiać, spotykać się, pozbywać się złych nawyków i złych myśli o sobie. Będziemy praktykować uważność, myśleć, odczuwać i wsłuchiwać się w ciszę. Jak zwykle będziemy też pić wino i ulepszać naszą rzeczywistość. Tym razem naszą wewnętrzną. Będziemy takie jakie chcemy być.
Share on:


W tym miesiącu miałyśmy zrobić rzeczy, które chciałybyśmy zrobić, ale nigdy nie robimy, bo jesteśmy zbyt leniwe, albo nie mamy czasu (na jedno wychodzi).

Poza tym, że miałyśmy żyć jeszcze zdrowiej i aktywniej, praktykować więcej jogi, uprawiać więcej sportu i jeść więcej warzyw miałyśmy też zrobić kilka rzeczy wesołych, zabawnych, które sprawią nam przyjemność i będą tylko dla nas. Okazało się, że o ile od 10 lat nie jesteśmy w stanie zmusić się do porannych ćwiczeń i wcześniejszego wstawania, to głupoty przychodzą nam z zadziwiającą łatwością.

Tak oto odbyłyśmy w tym miesiącu randkę w ciemno w towarzystwie czających się krzakach paparazzi, których ubaw nie słabnie od tygodni, przejechałyśmy się traktorem, uczyłyśmy się pływać houseboat-em (cokolwiek to jest), podziwiałyśmy wschód słońca o 4:30, czyli w zasadzie w środku nocy i zrobiłyśmy sobie zdjęcia bez makijażu, których nigdy nikomu nie pokażemy, poszłyśmy też do pracy w kolczykach do pasa w najmniej odpowiednim momencie, a na deser zrobiłyśmy sobie sesję zdjęciową na dachu, która skończyła się w nieprzewidywalny sposób, do którego nigdy się nie przyznamy :)

Odrobiłyśmy naszą lekcję tak, jak nie udało się to w żadnym z poprzednich miesięcy, co oznacza, że jesteśmy stare, a nadal głupie i tym optymistycznym akcentem nadal głupie zamierzamy pozostać.
Share on:


To będzie najbardziej kreatywny miesiąc. Skoro jesteśmy już trochę mądrzejsze i trochę piękniejsze teraz możemy zaszaleć i w końcu zrobić rzeczy, których jeszcze nigdy nie robiłyśmy.

Na ten miesiąc czekałyśmy od początku roku, bo uwielbiamy robić nowe rzeczy, a właściwie to jeszcze bardziej lubimy je planować, a potem ich nie robić. To znaczy marzymy, żeby je zrobić, ale one jakoś dziwnie nigdy nie wychodzą. Dlatego nadszedł w końcu czas na zmuszenie się do realizacji naszych wiecznie odkładanych planów.

Macie swoją magiczną listę TO DO? My mamy i cały czas dopisujemy do niej nowe rzeczy. W tym miesiącu czas skreślić z niej choćby jedną pozycję. Możecie więc obejrzeć wschód słońca nad Wisłą, a zachód w górach, skoczyć ze spadochronem, wsiąść do pociągu byle jakiego, tańczyć w nocy w fontannie, nauczyć się jeździć konno, polecieć balonem, zachwycać się polami lawendy lub wzgórzami Szkocji, zrobić tatuaż, przebiec maraton, pojechać na wymarzoną wyprawę do Tajlandii, albo po prostu zaszyć się w jakiejś dziurze i posmakować slow life.

Możecie też zrobić sobie sesję zdjęciową nago lub zrealizować inne niewybredne fantazje. Nie wnikamy… bawimy się!
Share on:


Ponieważ w kółko zajmujemy się wnętrzem i coraz trudniej nam to idzie, w kwietniu postanowiłyśmy dać odpocząć szarym komórkom i poświęcić czas urodzie ciała i ducha. W końcu lepiej być piękną i mądrą niż brzydką i głupią. Lana śpiewa „I am young and beautifull” i niestety nie jest to piosenka o nas. Młodsze już raczej nie będziemy, ale przecież botoks nie działa na mózg, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy zadbały o to, co najbardziej rzuca się w oczy.

Co zatem przed nami?
- Odkładana w nieskończoność wizyta u kosmetyczki, fryzjera lub dentysty w tym miesiącu jest konieczna.
- Jeśli od roku próbujesz zmusić się do porannego biegania to jest ten miesiąc, w którym powinnaś ruszyć tyłek i zrobić START (zwłaszcza, jeśli Twój tyłek pozostawia trochę do życzenia). W tym roku też będzie lato.
- Oglądamy swoje szlafroki, piżamy, dresy i podomki i sprawdzamy, czy aby na pewno wyglądamy w nich atrakcyjnie nie tylko dla naszego psa.
- Pijemy 1,5 l wody dziennie, a jeśli aż tyle nam nie wejdzie to chociaż szklankę więcej niż zwykle.
Dbamy o nasz organizm, idziemy na dietę oczyszczającą, płukanie okrężnicy lub inne równie pożyteczne wynalazki.
- Pamiętamy o tym, że metabolizm nam zwalnia, więc czas pokochać orzechy, ryby i warzywa.
- Pamiętajcie, że to ostatni moment, żeby nauczyć się systematyczności i wyrobić sobie nawyki dbania o siebie, bo za 10 lat nawet najdroższy krem nie pomoże.

Na koniec nie zapomnijcie, że w tym miesiącu idziemy też na babskie spa z winem i komplementujemy nasze koleżanki jak dobrze im poszło.




Powodzenia!

Share on:

Rok temu, w styczniu, aby pozytywnie rozpocząć Nowy Rok wybrałyśmy się na jednodniowe zajęcia z jogi śmiechu. Większość z nas było bardzo entuzjastycznie nastawiona do tego pomysłu, zebrała się nawet całkiem pokaźna grupka naszych znajomych. Zabrałyśmy też na zajęcia nasze dzieciaki.

Dobrze, że miałyśmy świetne humory, bo bez tego kurs, okazałby się totalną klapą.

Generalnie, myślałyśmy, że słowo JOGA – powinno być gwarantem czegoś sensownego, ale niestety nie w tym przypadku, jak prowadzący zachęcał nas do udawania piesków i udawania obsiusiania siebie nawzajem, połowa z nam z zajęć wyszła. 
Po kolejnym zadaniu nie mającym nic wspólnego z jogą a już na pewno nie ze śmiechem reszta z nas też zrezygnowała. Pozostały tylko dzieciaki, które miały frajdę z froterowania podłogi i udawania dżdżownic i robaków ;)
Spróbowałyśmy czegoś nowego, wiemy jak wyglądają zajęcia z jogi śmiechu – raczej nie polecamy. To dość mocno naciągane. Miałyśmy wrażenie, że prowadzący do zajęć w ogóle się nie przygotował praktycznie, teoretycznie nawet potrafił o tym mówić, ale praktycznie poległ.

Jedyne co pozytywne wyniosłyśmy z tego słabego kursu to to, że jak to wspominamy to się śmiejemy. A może właśnie o to w tym chodziło?


Share on:


Czy żeby znaleźć szczęście trzeba wywrócić swoje życie do góry nogami? Rzucić miasto, kupić chatę w górach, paść owce, przejść na dietę wegańską i nie golić włosów pod pachami? A może kupić poradnik typu „Zmień swoje życie RIGHT NOW”, czy „Schudnij w 7 dni”. W tydzień można stracić na wadze lub... stracić tydzień.

Nauczyłyśmy się w tym miesiącu różnych rzeczy. Robić zupę krem z buraków. Organizować czas tylko dla siebie. Że chcieć znaczy móc. Że czasem warto być zołzą, bo mąż wtedy jakby lepszy. Że rzeczy najbardziej oczywiste potrafią nas najbardziej zaskoczyć. Że prawdziwych przyjaciół poznaje się nie tyko w podstawówce. Że przez 20 minut można kontemplować rodzynkę i nie zwariować. No i żeby KONIECZNIE sprawdzać paszporty przed wyjazdem to Turcji!

Nauczyłyśmy się też, że joga śmiechu nas nie śmieszy, a warsztaty typu „silna kobieta” prowadzą słabe baby. W ogóle mamy wrażenie, osoby, które kompletnie nie wiedzą co robić ze swoim życiem zwykle zostają trenerami, coachami lub doradcami finansowymi. Dlatego nie będziemy mówić Wam jak żyć, bo same tego nie wiemy. A nasze problemy najlepiej rozwiązuje wino Cloudy Bay wypite w towarzystwie równie niedouczonych dam.

I po tym winie doszłyśmy do wniosku, że jeśli skupiamy się na tu i teraz, to z zaskakującą łatwością dostrzegamy to, co sprawia, że jesteśmy szczęśliwe. Bo szczęście nie zależy przecież od chaty w górach i nieogolonych pach, tylko od naszego nastawienia do życia w ogóle. A z tym jak na razie jest nie najgorzej.

Share on:
  • ← Previous post
  • Blog trzech różnych kobiet o tym jak nie zwariować, zrobić coś dla siebie i mieć z tego trochę zabawy.
  • Witaj na naszym blogu. Mamy na imię Anna, Małgorzata i Martyna.
140x140

To my

Założycielki tego bloga
Wyzwania
  • Kochaj
  • Ucz się
  • Zrób przestrzeń
latest posts

Popularne posty

  • Botoks nie działa na mózg, więc zaprzęgamy szare komórki do wytężonej pracy i do nauki.
    Podobno głupota nie ma płci, ale mówi się przecież, że nie ma głupich kobiet, tylko te, które głupotę udają.  A może po prostu l...
  • Czym jest Workshop of happiness
    Jest nas trzy. Anna, Małgorzata i Martyna. Dawno temu, kiedy byłyśmy jeszcze piękne i młode, wydawało nam się, że nasze ż...
  • Jak to zrobimy?
    Początki są trudne, a końce jeszcze trudniejsze, Żeby dojść do naszego celu z twarzą przygotowałyśmy roczny plan dzi...
  • No to segregujemy
    No to zaczynamy nasze porządki. Dostałyście wytyczne, jakie strefy macie oczyścić więc możecie określić swoją własną kolejno...
  • Opowieść o tym jak super kurs okazał się masakrą.
    O tym jak Żaba zabrała nas na kurs, który okazał się masakrą. Zawsze miałyśmy zajawki/wkrętki na przeróżne rzeczy (pojawiały się one...
  • Usuwamy niepotrzebne!
    Żeby zacząć coś nowego trzeba pozbyć się tego, co stare. Jesień sprzyja robieniu porządków, zatem to idealny czas na to, żeby wymie...
  • Pierwsze efekty
    Pytacie nas czy marzymy zostać Perfekcyjnymi Paniami Domu. Otóż nie. Żadna z nas nawet nie zamierza się zbliżyć do tego wątpliwego ide...
  • Perfekcyjnie nieperfekcyjne
    Nie wiem, czy też tak macie, ale ja strzelam oczami, kiedy mój syn wraca z zajęć typu ZPT i prezentuje mi twórczość pokroju M...
  • Kochaj to, co masz najcenniejsze
    Są takie dni, kiedy budzisz się rano i wiesz, że Twoja doba wywróci się do góry nogami. Nie ma nic bardziej potwornego o poranku niż m...
  • Must have list - to zostawiamy!
    Poniżej lista rzeczy MUST HAVE, które powinny zostać w Waszej szafie: Mała czarna Biała koszula Super dżinsy Trenc...
ostatnie komentarze

WORKSHOP OF HAPPINESS 2014

Blogi

Blog trzech zupełnie różnych kobiet o tym, jak nie zwariować, zrobić coś fajnego dla siebie i jeszcze mieć z tego trochę zabawy.

Facebook Gplus RSS

Workshop of happiness

Take it, fuck it & have fun :)