Miał być miesiąc
gotowania, ale zdaje się, że zamiast wrzucić coś na ruszt ugotowałyśmy się same
i dałyśmy trochę ciała.
Żabę i Martynę rozgrzeszył
wyjazd do Toskanii i wspólne przygotowania posiłków. Trzeba uczciwie przyznać,
że w większości przypadków na przystawkę brałyśmy Prosecco z Aperolem plus
kontemplacja toskańskich wzgórz, a na główne raczej wino w dość nieprzyzwoitych
ilościach. Ciężko powiedzieć jak z kolacją, bo tego nie pamiętamy. :)
A tak na serio to, nie
spodziewałyśmy się nawet jakie to cudowne doświadczenie, móc razem gotować. Czułyśmy
się jak ryby w wodzie mogąc bez pośpiechu spędzać czas w kuchni, wymyślać
włoskie potrawy, napawać się zapachem bazylii, czosnku, świeżych pomidorów.
Gotowanie, gotowaniem, ale największą radość dawało nam zadowolenie 10 osobowej
grupy, która z wielkim apetytem zjadała wszystko i pytała o jeszcze :)
Proste jest najsmaczniejsze, pasta z czosnkiem i oliwą i czuszeczką.
Sałatka z bobu i suszonych pomidorów :) Pycha :)
Rukola z parmezanem, czosnkiem i oliwą.
Wspólne gotowanie daje
dużo radości a do tego jak jeszcze dodamy bajeczne toskańskie krajobrazy to nic
już więcej do szczęścia nie potrzeba.
Bargni
Bargni
Gośka nie dotknęła się
do garnka, bo po przeprowadzce nie ma nawet podłogi, a w miejscu kuchni stoi
czternaście kartonów zawierających wszystko z wyjątkiem czegokolwiek, co
emituje źródło ciepła. Gdzieś w tym wszystkim jest jeszcze nóż, widelec….
jedzenie na mieście nie jest takie znowu złe i daje okazję odkrycie nowych
smaków, które natychmiast chce się przenieść do kuchni.
Tyle w kwestii
spożywczej co mamy do powiedzenia. Reszta jest milczeniem i burczeniem w
brzuchu. Idziemy jeść.
Jedna z naszych toskańskich degustacji, tu nie musiałyśmy dużo gotować ;)
0 komentarze