Przygotowania idą pełną parą ;)

Święta u każdej z nas są inne. Oczywiście boki zrywamy, gdy sobie opowiadamy, jak nam idą przygotowania, na jakim jesteśmy etapie i ile w nas niekłamanego zapału to dalszej pracy. Jedna z nas jest już dzisiaj prawie na półmetku. Druga ma na razie tylko choinkę, której do tego nadal nie ubrała, bo siedzi w pracy i zaspokaja psychopatycznych klientów, którzy nawet na dwa dni przed Wigilią nie mają dość. U trzeciej przygotowania w ogóle jeszcze nie idą, bo z kolei dopiero wróciła z pracy i sprząta po hydrauliku, który zostawił w domu Armagedon po, jak mówił, drobnej naprawie.
Jeśli chodzi o same Święta, to spędzamy je z najbliższymi rodzinami…

12 potraw??

U mnie w domu rodzinnym zawsze staraliśmy się, aby tyle było - zawsze z bratem skrupulatnie je liczyliśmy. Gdy rachunek się nie zgadzał, doliczaliśmy sianko i opłatek. W wigilijny poranek jedliśmy tylko kanapkę z białym serem, a potem już musieliśmy doczekać do kolacji. Cały dzień chodziliśmy głodni i marzyliśmy o czymkolwiek do jedzenia. Ja zawsze marzyłam o… kiełbasce, ale mama była bezwzględna.

Jak już zasiadaliśmy do kolacji, to jeść nam się w ogóle nie chciało, bo oczywiście myśleliśmy tylko o prezentach. Jednak kulminacją Wigilii był zawsze mak z bakaliami i kleksem kwaśnej śmietany – wtedy odzyskiwaliśmy apetyt… ;)

W tym roku podjęłam się organizowania Wigilii i Świąt dla całej rodziny. Razem dziesięć osób. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co mi padło na umysł, gdy to publicznie zaproponowałam ;) W tej chwili jestem mocno przerażona,  łapię obsesję, że na pewno o czymś zapomnę. Ale wiem, że sobie poradzę! W planie jest owe 12 potraw, ale ile będzie, to się dopiero okaże. Jakby co, wliczy się opłatek ;)

U drugiej z nas Święta to tzw. „świąteczny standard” czyli pełno jedzenia, które pochłania się do pierwszych mdłości, potem popija się to wszystko kompocikiem o znanych skutkach, a potem je dalej, aż do kolejnych mdłości i obowiązkowego finiszu w postaci Raphacholinu.
Trzecia Święta spędza u rodziców i to jej mama zajmuje się szykowaniem wszystkiego. Wydawać by się mogło: luksus. Ale i jej nie będzie lekko. Najważniejszymi potrawami są zawsze kapustka i karpik, za którymi nikt oprócz mamusi nie przepada. Co roku głównym elementem wigilijnej kolacji jest więc dyskusja na temat świątecznego menu i próba przekonania kochanej mamusi, aby się nie przemęczała i tyle nie gotowała, bo i tak nikt tego wszystkiego nie zje… Niestety - co roku bez skutku… ;)

Jak widzicie, u każdej z nas Święta są absolutnie dalekie od sztampy, wyjątkowe i niepowtarzalne… ;)


Wesołych Świąt J
0 komentarze