Styczen miesiacem kultury


Ponieważ pod choinką, oprócz nadmiaru kremu przeciwzmarszczkowego, znalazłyśmy bilety do teatru, postanowiłyśmy styczeń uczynić miesiącem kultury. Byłoby w końcu idiotyczne, gdybyśmy ogłosiły go miesiącemzmarszczek.

Żeby jedynym wydarzeniem kulturalnym w roku nie czynić urodzin naszych dzieci albo seansu Teatru Telewizji, postanowiłyśmy pójść na całość i cały miesiąc poświęcić na to, żeby podnieść swój poziom obycia. Niektóre z nas zdążyły już pójść do teatru, inne wysłuchać sprawozdania ze spektaklu sylwestrowego na szpitalnym łóżku od tych, którzy na niego doszli. Też się liczy.

Ponieważ od miesięcy marudziłyśmy, że na co jak na co, ale na kulturę to my jednak nie mamy czasu, nadszedł czas na to, żeby:
- odwiedzić chociaż jedno muzeum, wystawę,
- pójść do teatru do kina studyjnego (nie na amerykański film!), albo na koncert,
- sięgnąć po tomik poezji, na który raczej nie miałyśmy ostatnio czasu (wyłącznie dla ambitnych),
- przeczytać choć jedną książkę zamiast wieczornej lektury Pudelka,
- uśmiechać się za kółkiem i absolutnie żadnego "ty debilu jak jedziesz”,
- ograniczyć rzucanie mięsem wyłącznie do tłuczenia schabowego...

Na koniec miesiąca sprawdzimy nasz poziom kultury i rozdamy Oscary. Kurtyna.
0 komentarze