Lipiec miesiącem podróży



Nasza podróż zaczyna się dużo wcześniej...

Długo przed spakowaniem torby i wysyłaniem maili z pytaniem o to, czy brać kostium, czy dezodorant przejdzie przez odprawę i czy jednak jesteśmy zdane na obcowanie z naturą naszych ciał.

Czasem zaczyna się po przeczytaniu jakiejś książki, czasem od ukrytego marzenia, a czasem od promocji w Ryanair. Ta ostatnia opcja zdecydowanie przeważa, bo każda z nas jest inna i zwykle ma w głowie inny sposób spędzania wolnego czasu. I kiedy tygodniami rozważamy czy wybrać tygodniowy warsztat jogi czy zwiedzić z dziećmi Islandię, pojawia się Norwegia za 99 zł, która 5 minut później widnieje w obciążonym saldzie naszych kont. 
Z niewiadomych przyczyn na naszych wyjazdach zawsze leje. Taki pstryczek od losu, który rycząc ze śmiechu każe nam skasować wszystkie plany i iść na żywioł. Może zatem los wie lepiej od nas, co nam służy.
A może to my jak 3 wiedźmy podświadomie zaklinamy pogodę, żeby przeżyć coś prawdziwego. Podróż w deszczu ma w sobie jakiś pierwotny element natury i emocje, których doznajemy co dzień.
Więc w zasadzie to może czekamy na deszcz?
Jeśli nie uda się Wam nigdzie wyjechać w lipcu, wybierzcie podróż duchową, palcem po mapie, z książką, podróż do wnętrza siebie lub do sąsiedniej dzielnicy. Potraktujcie podróż jak doświadczenie, a nie Zorganizowany Wyjazd Turystyczny.

Skonfrontujcie się z tym co indywidualne i niepowtarzalne, a może nawet dosięgnie Was deszcz…





0 komentarze